Cześć.
Jestem Ann. Opowiem wam pewną historię o kimś, kto był kiedyś moim przyjacielem, ale bardzo się zmienił przez jeden przypadek. Może zacznę od
początku.
.................
Stary, ale brudny korytarz szkolny. Zatłoczony jak w prawie każdej szkole. Na schodach, obok gabinetu dyrektora, siedzi młoda blondynka. Jej włosy są miodowego koloru, oczy mają odcień błękitu, a usta są pełne i czerwone, nawet bez malowania ich szminką. Ma na sobie dżinsy i podkoszulek z nadrukiem: ,,Kiss me” i narysowane są na nim duże usta złożone w pocałunek. Na nogach ma zwykłe trampki, czarne z różowymi sznurówkami. Siedzi i czyta ze skupieniem książkę. Chyba jej się znudziło, bo po chwili schowała ją do plecaka. Z gabinetu dyrektora dobiegają wrzaski. ,,Nie pierwszy już raz” -pomyślała. Chwyciła plecak i zapukała do sekretariatu.
-Przepraszam, że przeszkadzam, panie dyrektorze, ale te krzyki są przerażające. Po za tym zaczyna się lekcja, a Isabel nadal tu jest. Rozejrzała się po sali, ale ujrzała tylko małe nieszczęście siedzące przy ścianie, drżące od urywanego szlochu. Pomimo, że jej przyjaciółka była szczupła, to emocjonalnie była silna i krótko mówiąc wysoka. Jej włosy koloru orzechowego, który na słońcu zmieniał się w rudy, nie pasowały do pięknych, granatowych, wiecznie zamyślonych oczu. Usta miała słodkie i soczyste, rozkosznie złożone w kuszący dzióbek. Kiedy płakała, w jej oczach gasły gwiazdy, kiedy była zła, ciskały błyskawicami. Kiedy się uśmiechała, złote iskierki zapalały się, urzekając każdego. Jej oczy były naprawdę niesamowite. Była urocza. Mimo, że miała nie pospolitą urodę, nie była sławna. Jednakże wszyscy ją lubili. Wszyscy oprócz dyrektora. Uczyła się dobrze, wygrywała najtrudniejsze olimpiady z chemii i matematyki. Była nie do pokonania. I teraz siedziała tu, skulona, z oczami pełnymi łez, w których gasły na przemian złote gwiazdy. Twarz miała zaczerwienioną, ramiona drżały w niepohamowanym szlochu, ręce miała zaciśnięte wokół kolan. Ann już miała dość dyrektora i tej szkoły. Za co tak nienawidził jej przyjaciółki? Czym Isabel mu zawiniła? Podeszła do niej i pomogła jej wstać. Wzięła jej torbę i powoli zmierzały ku drzwiom.
-Chodźmy Issy. Do widzenia, panie dyrektorze.
Wyszły za drzwi i zamknęły je cicho. Dyrektor krążył po gabinecie i nie wiedział, czemu się tak denerwuje. Lubił Isabel Blacker i nie mógł jej tego pokazać. Już znała tę historię. Usiadł po chwili i zamyślił się. W jego wspomnieniach powróciły lata studenckie, wtedy, gdy miał 25 lat. Młody, wysoki i przystojny brunet o zabójczym spojrzeniu, powalał wszystkie dziewczyny na kolana. Jego orli nos był kształtny, a usta szepczące cały czas komplementy kusząco czerwone i rozpalone. Wtedy to poznał najpiękniejszą dziewczynę - Kate Rosewell, studentkę młodszą o rok. Była urocza. I wyglądała jak Isabel. Toteż ona była jej matką. Młody Dickson się w niej zakochał, ona w nim też, ale ten związek nie miał szans. Z dnia na dzień kwitli oboje, przepełni wzajemną miłością, a czas płynął nie ubłaganie i Jack Dickson wiedział, że to już ostatni rok jego studiów i jeśli teraz odejdzie, to nie spotkają się nigdy. Dwa miesiące przed końcem roku studenckiego zrobili to pierwszy raz. Ogarnęło ich pożądanie. Jack patrzył wtedy na nią jak wilk na owcę, ona zresztą na niego też tak patrzyła. Kochali się na małym mostku, który był nad rzeczką, przy świetle księżyca i gwiazd.
-Boże, jak ja cię kocham!
-Ja ciebie też. Nigdy tak nie kochałam. Czemu nie możemy być razem? Ucieknijmy.
-Może lepiej będzie jak zawrzemy układ, kochanie.
-Co masz na myśli?
-Dajmy sobie 10 lat. Ja zostanę tu, bo to moje rodzinne miasto, a ty wyjedziesz. Jeśli będziesz wolna, to przyjedź w to nasze miejsce, ja też tu będę i wtedy już będziemy zawsze razem. Lecz jeśli coś nie wypali, po prostu nie będziesz mogła przyjechać tu, to spotkamy się 7 lat później od tych 10 lat, które miną, abyś mogła o mnie pamiętać. Będę czekał.
-Dobrze. Spotkamy się tu i wszystko będzie jak dziś. Złóżmy sobie przysięgę, którą tylko my możemy znieść. Mam nadzieję, że ta nasza rozłąka nie będzie wieczna, skarbie.
-Kochana, przyrzekam ci, że jeśli nie ułożę sobie życia z kimś innym niż ty, to powrócę tu i będę cię strzegł. Czy ty również mi to przyrzekasz?
-Tak, Jack, tak.
Przypieczętowali przysięgę pocałunkiem. Ich miłość była trwalsza niż najtwardszy głaz. Nie miała granic. Minęło 10 długich lat i Kate nie pojawiła się tam, gdzie się umówili. Jack zrozumiał, że stracił ją na zawsze. I dzisiaj mijało 17 lat odkąd ją widział. Lecz przez 7 widział jej córkę. Wiedział o tym doskonale. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Jack zerwał się przerażony. ,,O Boże! Piętnasta! Długo myślałem” -powiedział półgłosem sam do siebie.
-Proszę wejść! - rzekł ostrym tonem. Do gabinetu weszła najpiękniejsza istota, jaką kiedykolwiek widział. Przyłapał się, iż myśli, że to może być Kate, matka Isabel. Istotnie, to była ONA. Jego pierwsza miłość.
-Przepraszam, że przeszkadzam, panie dyrektorze, ale lękam się o moje dziecko. Issy strasznie skarżyła się na szkołę. To poważna i bardzo dobra dziewczyna.
-Nie przeczę, jednakże...-Jack wszedł jej w słowo.
-Ma dopiero 16 lat, wiem. To czas, kiedy młodzi ludzie decydują się na wybór wyższej szkoły, a po niej na uczelnię.
Jack złapał się za piersi. Nie mógł złapać tchu. Oddychał coraz trudniej, jego oddech stał się chrapliwy. Wyglądało to tak, jakby miał się udusić. Stał się czerwony jak burak, po policzku spłynęły mu łzy. Jedna... Druga... Trzecia... Zdziwiona Kate nie wiedziała co robić. Zaczęła krzyczeć.
-Proszę, niech pani będzie cicho, to zaraz minie. - rzekł chrapliwym głosem dyrektor. Jednak było coraz gorzej. Jack słabł z minuty na minutę i godzinę później stracił przytomność. Przestraszona kobieta zadzwoniła po pogotowie i zaalarmowała całą szkołę.
Stary, ale brudny korytarz szkolny. Zatłoczony jak w prawie każdej szkole. Na schodach, obok gabinetu dyrektora, siedzi młoda blondynka. Jej włosy są miodowego koloru, oczy mają odcień błękitu, a usta są pełne i czerwone, nawet bez malowania ich szminką. Ma na sobie dżinsy i podkoszulek z nadrukiem: ,,Kiss me” i narysowane są na nim duże usta złożone w pocałunek. Na nogach ma zwykłe trampki, czarne z różowymi sznurówkami. Siedzi i czyta ze skupieniem książkę. Chyba jej się znudziło, bo po chwili schowała ją do plecaka. Z gabinetu dyrektora dobiegają wrzaski. ,,Nie pierwszy już raz” -pomyślała. Chwyciła plecak i zapukała do sekretariatu.
-Przepraszam, że przeszkadzam, panie dyrektorze, ale te krzyki są przerażające. Po za tym zaczyna się lekcja, a Isabel nadal tu jest. Rozejrzała się po sali, ale ujrzała tylko małe nieszczęście siedzące przy ścianie, drżące od urywanego szlochu. Pomimo, że jej przyjaciółka była szczupła, to emocjonalnie była silna i krótko mówiąc wysoka. Jej włosy koloru orzechowego, który na słońcu zmieniał się w rudy, nie pasowały do pięknych, granatowych, wiecznie zamyślonych oczu. Usta miała słodkie i soczyste, rozkosznie złożone w kuszący dzióbek. Kiedy płakała, w jej oczach gasły gwiazdy, kiedy była zła, ciskały błyskawicami. Kiedy się uśmiechała, złote iskierki zapalały się, urzekając każdego. Jej oczy były naprawdę niesamowite. Była urocza. Mimo, że miała nie pospolitą urodę, nie była sławna. Jednakże wszyscy ją lubili. Wszyscy oprócz dyrektora. Uczyła się dobrze, wygrywała najtrudniejsze olimpiady z chemii i matematyki. Była nie do pokonania. I teraz siedziała tu, skulona, z oczami pełnymi łez, w których gasły na przemian złote gwiazdy. Twarz miała zaczerwienioną, ramiona drżały w niepohamowanym szlochu, ręce miała zaciśnięte wokół kolan. Ann już miała dość dyrektora i tej szkoły. Za co tak nienawidził jej przyjaciółki? Czym Isabel mu zawiniła? Podeszła do niej i pomogła jej wstać. Wzięła jej torbę i powoli zmierzały ku drzwiom.
-Chodźmy Issy. Do widzenia, panie dyrektorze.
Wyszły za drzwi i zamknęły je cicho. Dyrektor krążył po gabinecie i nie wiedział, czemu się tak denerwuje. Lubił Isabel Blacker i nie mógł jej tego pokazać. Już znała tę historię. Usiadł po chwili i zamyślił się. W jego wspomnieniach powróciły lata studenckie, wtedy, gdy miał 25 lat. Młody, wysoki i przystojny brunet o zabójczym spojrzeniu, powalał wszystkie dziewczyny na kolana. Jego orli nos był kształtny, a usta szepczące cały czas komplementy kusząco czerwone i rozpalone. Wtedy to poznał najpiękniejszą dziewczynę - Kate Rosewell, studentkę młodszą o rok. Była urocza. I wyglądała jak Isabel. Toteż ona była jej matką. Młody Dickson się w niej zakochał, ona w nim też, ale ten związek nie miał szans. Z dnia na dzień kwitli oboje, przepełni wzajemną miłością, a czas płynął nie ubłaganie i Jack Dickson wiedział, że to już ostatni rok jego studiów i jeśli teraz odejdzie, to nie spotkają się nigdy. Dwa miesiące przed końcem roku studenckiego zrobili to pierwszy raz. Ogarnęło ich pożądanie. Jack patrzył wtedy na nią jak wilk na owcę, ona zresztą na niego też tak patrzyła. Kochali się na małym mostku, który był nad rzeczką, przy świetle księżyca i gwiazd.
-Boże, jak ja cię kocham!
-Ja ciebie też. Nigdy tak nie kochałam. Czemu nie możemy być razem? Ucieknijmy.
-Może lepiej będzie jak zawrzemy układ, kochanie.
-Co masz na myśli?
-Dajmy sobie 10 lat. Ja zostanę tu, bo to moje rodzinne miasto, a ty wyjedziesz. Jeśli będziesz wolna, to przyjedź w to nasze miejsce, ja też tu będę i wtedy już będziemy zawsze razem. Lecz jeśli coś nie wypali, po prostu nie będziesz mogła przyjechać tu, to spotkamy się 7 lat później od tych 10 lat, które miną, abyś mogła o mnie pamiętać. Będę czekał.
-Dobrze. Spotkamy się tu i wszystko będzie jak dziś. Złóżmy sobie przysięgę, którą tylko my możemy znieść. Mam nadzieję, że ta nasza rozłąka nie będzie wieczna, skarbie.
-Kochana, przyrzekam ci, że jeśli nie ułożę sobie życia z kimś innym niż ty, to powrócę tu i będę cię strzegł. Czy ty również mi to przyrzekasz?
-Tak, Jack, tak.
Przypieczętowali przysięgę pocałunkiem. Ich miłość była trwalsza niż najtwardszy głaz. Nie miała granic. Minęło 10 długich lat i Kate nie pojawiła się tam, gdzie się umówili. Jack zrozumiał, że stracił ją na zawsze. I dzisiaj mijało 17 lat odkąd ją widział. Lecz przez 7 widział jej córkę. Wiedział o tym doskonale. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Jack zerwał się przerażony. ,,O Boże! Piętnasta! Długo myślałem” -powiedział półgłosem sam do siebie.
-Proszę wejść! - rzekł ostrym tonem. Do gabinetu weszła najpiękniejsza istota, jaką kiedykolwiek widział. Przyłapał się, iż myśli, że to może być Kate, matka Isabel. Istotnie, to była ONA. Jego pierwsza miłość.
-Przepraszam, że przeszkadzam, panie dyrektorze, ale lękam się o moje dziecko. Issy strasznie skarżyła się na szkołę. To poważna i bardzo dobra dziewczyna.
-Nie przeczę, jednakże...-Jack wszedł jej w słowo.
-Ma dopiero 16 lat, wiem. To czas, kiedy młodzi ludzie decydują się na wybór wyższej szkoły, a po niej na uczelnię.
Jack złapał się za piersi. Nie mógł złapać tchu. Oddychał coraz trudniej, jego oddech stał się chrapliwy. Wyglądało to tak, jakby miał się udusić. Stał się czerwony jak burak, po policzku spłynęły mu łzy. Jedna... Druga... Trzecia... Zdziwiona Kate nie wiedziała co robić. Zaczęła krzyczeć.
-Proszę, niech pani będzie cicho, to zaraz minie. - rzekł chrapliwym głosem dyrektor. Jednak było coraz gorzej. Jack słabł z minuty na minutę i godzinę później stracił przytomność. Przestraszona kobieta zadzwoniła po pogotowie i zaalarmowała całą szkołę.